może zacznę od początku. W sobotę wiozłem parę do ślubu 200 km ode mnie, w jedną stronę było wszystko ok, na powrocie tuż po starcie odczułem bujanie budą (jakbym miał mocno krzywe koło) i po wrzuceniu D takie lekkie puknięcie po przenoszone przez podłogę (dosłownie), do 30-40 km/h to bujało mną prawie jak na karuzeli, przy większej prędkości było tylko takie bardzo delikatne, ujechałem z 20-30 km zatrzymałem auto, sprawdziłem czy koła są dokręcone, wszystko było ok., po ruszeniu było jeszcze gorzej miotało mną jak szatan do ustalonej prędkości, znowu zatrzymałem, pomacałem felgi i tylna lewa była gorąca, ruszyłem dalej obdzwaniając wszystkich możliwych laweciarzy - przy okazji pozdrawiam - bo nikomu chyba się nie chciało zarobić % ... - zmniejszyłem prędkość do 50 km/h i po 10 km zatrzymałem to felga była chłodniejsza, tak sobie pomyślałem że słabo byłoby gdyby koło mnie wyprzedziło więc zmniejszyłem prędkość do patrolowej, resztę drogi pokonałem niestety przy prędkości 20 km/h, przy dojeżdżaniu np do świateł efekt był taki jakby jedno koło hamowało, nie bujało( to tylko przy ruszeniu) czyli przód-tył, jakby silnik szarpał. Podniosłem dzisiaj konia, na kole brak luzów (no chyba, że łożysko się już zaspawało
