Mustang Kurdistan Trip 2024 - 2025
Moderatorzy: celibad, Przemek64, horse, celibad, Przemek64, horse
- siara
- Stowarzyszenie MKP
- Posty: 1264
- Rejestracja: 2009-02-26, 00:38
- Model: 2015 GT
- Silnik: V8 5.0
- Kolor: Black
Re: Mustang Kurdistan Trip 2024 - 2025
Czyli jedziemy na 2 ekipy
Start 21.04.2025
Po powrocie podzielę się informacjami![Kwadratowy :]](./images/smilies/splash.gif)

Start 21.04.2025
Po powrocie podzielę się informacjami
![Kwadratowy :]](./images/smilies/splash.gif)
- Magkri
- Forumowicz
- Posty: 354
- Rejestracja: 2010-08-16, 21:45
- Model: 1966
- Silnik: V8 4.6
- Kolor: złotko
Re: Mustang Kurdistan Trip 2024 - 2025
Dojdzie do skutku ta wyprawa?
Jeśli przesuwacie termin to może uda mi się kupić mustanga do tego czasu

Jeśli przesuwacie termin to może uda mi się kupić mustanga do tego czasu

Pozdrawiam Magda
- siara
- Stowarzyszenie MKP
- Posty: 1264
- Rejestracja: 2009-02-26, 00:38
- Model: 2015 GT
- Silnik: V8 5.0
- Kolor: Black
Re: Mustang Kurdistan Trip 2024 - 2025
Jedziemy
.
Start 21.04 koniec 4.05
Mozecie jechac czym chcecie

Start 21.04 koniec 4.05
Mozecie jechac czym chcecie

- siara
- Stowarzyszenie MKP
- Posty: 1264
- Rejestracja: 2009-02-26, 00:38
- Model: 2015 GT
- Silnik: V8 5.0
- Kolor: Black
Re: Mustang Kurdistan Trip 2024 - 2025
Wrocilismy cali i zywi 
Troche mi zajmie napisane opisu tego TRIPa gdyz byl dlugi i niesamowity.
Byly 2 auta (nie mustangi) 7 osob (5 doroslych i 2 dzieci 4 i 9 lat)
Wystartowalismy 24.04.2025 wieczorem a wczoraj 3.05.2025 ok 21:30 bylismy w domu.
Cala trasa dokladnie 8901.5KM
Auto bylo odpalowne 112 godzin 9 minut i 40sec
Przyjaciel Hama idealnie nadal sie na lokalnego Kurda jak i jego rodzina. Ugoscili nas, zrobili nawet modyfikacje w domu pod nas. Gdyby ktos chcial pojechac samochodem czy przyleciec samolotem polacem ta rodzine! O nic nie musicie sie martwic. Moge podac namiary na nich. Teraz ma wypracowany plan po naszym tripie.
Po samym Kurdystanie zrobilismy 1600KM
Dodam ze zero mandatow w Kurdystanie jak i w Turcji.
Nie polecam zakupu HGS (automatyczny system platnosci za bramki) moze to wynika z tego ze w moim samochodzie byla imienna rejestracja ale byly problemy z tym. Lepiej placic na bramkach za przejechany odcinek i tyle. Ja mimo iz mialem HGS raz musialem zaplacic na jednej bramce i pozniej na granicy bo niby nie zaplacilem za cos mimo iz 2 auta jechaly i kazdy mial wykupione to samo...
Z ciekawostek koncowka drogi w Turcji do granicy z Kurdystanem prowadzila rownolegle z granica Syrii i czasami siatka graniczna byla przy samej drodze
Na granicy kazdy chcial zrobic sobie z nami zdjecie nawet obsluga granicy
flaga POLSKI jak i nasze koszulki zrobily furrore... Dodatkowo w stolicy podczas spaceru poprosili nas bysmy wystapili w teledysku. Wiele osob podchodzilo o prosilo o zdjecie 
Dotarlismy do najdalszego punktu w naszym TRIPie muzeum Halabja ktore jest oddalone od granicy z Iranem o ok 10-15km https://maps.app.goo.gl/fwsjJunfeLwPxQMA8
Druga ekipa z forum pojechala z nami - nie znalismy sie wczesniej
Mysle ze napisza tu swoje 3grosze zapewne. Mysle tez ze podobalo im sie

Troche mi zajmie napisane opisu tego TRIPa gdyz byl dlugi i niesamowity.
Byly 2 auta (nie mustangi) 7 osob (5 doroslych i 2 dzieci 4 i 9 lat)
Wystartowalismy 24.04.2025 wieczorem a wczoraj 3.05.2025 ok 21:30 bylismy w domu.
Cala trasa dokladnie 8901.5KM
Auto bylo odpalowne 112 godzin 9 minut i 40sec
Przyjaciel Hama idealnie nadal sie na lokalnego Kurda jak i jego rodzina. Ugoscili nas, zrobili nawet modyfikacje w domu pod nas. Gdyby ktos chcial pojechac samochodem czy przyleciec samolotem polacem ta rodzine! O nic nie musicie sie martwic. Moge podac namiary na nich. Teraz ma wypracowany plan po naszym tripie.
Po samym Kurdystanie zrobilismy 1600KM
Dodam ze zero mandatow w Kurdystanie jak i w Turcji.
Nie polecam zakupu HGS (automatyczny system platnosci za bramki) moze to wynika z tego ze w moim samochodzie byla imienna rejestracja ale byly problemy z tym. Lepiej placic na bramkach za przejechany odcinek i tyle. Ja mimo iz mialem HGS raz musialem zaplacic na jednej bramce i pozniej na granicy bo niby nie zaplacilem za cos mimo iz 2 auta jechaly i kazdy mial wykupione to samo...
Z ciekawostek koncowka drogi w Turcji do granicy z Kurdystanem prowadzila rownolegle z granica Syrii i czasami siatka graniczna byla przy samej drodze

Na granicy kazdy chcial zrobic sobie z nami zdjecie nawet obsluga granicy


Dotarlismy do najdalszego punktu w naszym TRIPie muzeum Halabja ktore jest oddalone od granicy z Iranem o ok 10-15km https://maps.app.goo.gl/fwsjJunfeLwPxQMA8
Druga ekipa z forum pojechala z nami - nie znalismy sie wczesniej

Mysle ze napisza tu swoje 3grosze zapewne. Mysle tez ze podobalo im sie

Re: Mustang Kurdistan Trip 2024 - 2025
Od siebie możemy dodać, że było to niesamowite, ekscytujące a równocześnie wyczerpujące doświadczenie, naprawdę warto zobaczyć, być w tak różnym od naszego kraju. Super mieszkać z kurdyjską rodziną, „podglądać” ich zwyczaje, pić przepyszną herbatkę. Bardzo dziękujemy za możliwość uczestniczenia w tej przygodzie.
- siara
- Stowarzyszenie MKP
- Posty: 1264
- Rejestracja: 2009-02-26, 00:38
- Model: 2015 GT
- Silnik: V8 5.0
- Kolor: Black
Re: Mustang Kurdistan Trip 2024 - 2025
Kurdystan Trip 2025
A więc zaczynamy... będzie to trochę opowieść, a trochę instrukcja...
Wszystko zrodziło się w głowie po odbytej wycieczce lotniczej do Kurdystanu w 2024r. Pewnego dnia padł pomysł by zrobić Trip samochodowy. Powstał pierwszy zarys Kurdistan Trip 2025. Czyli wyprawa z Polski do Kurdystanu.
Wstępne wyliczenia pokazały, że mamy odległość ok 3800 km z Kudowy Zdrój do Erbil (stolicy Kurdystanu). Do wyjazdu przygotowywaliśmy się dużo wcześniej. Cała CHECK LISTA co zabrać, co zrobić, co przygotować itd. Jeśli chodzi o formalności, to oczywiście paszporty całej ekipy, zielona karta i wizy do Kurdystanu. Na wyprawę zdecydowali się też Marcin i Agnieszka (nie znaliśmy się wcześniej) mieszkają w okolicy Zawiercia. Dla nas trip wystartował 21.04.2025 ok godziny 20:00, druga ekipa wystartowała dwa dni wcześniej. Punktem spotkania był hotel w Serbii, a dokładnie Hotel Happy, który jest na samym końcu tego państwa przy samej granicy z Bułgarią (okazuje się że to punkt odpoczynku dla wielu Turystów z całego świata, którzy wybrali lądową drogę podróży na Bliski Wschód).
Po zapoznaniu się ok 8:30 dnia 25.04.2025 zjedliśmy wspólne śniadanie i ruszyliśmy w niesamowitą podróż do Kurdystanu. CB radio idealnie zdało egzamin na tym Tripie.
Pierwsza granica wspólnego wyjazdu Bułgaria -Turcja. Tak jak na bułgarskiej nie było najmniejszego problemu tak na tureckiej straciliśmy prawie 3 godziny. Wytypowano nasz samochód do prześwietlenia. Co oznaczało stanie w kolejce, która trwała prawie godzinę. Tak naprawdę przyspieszyliśmy oczekiwanie w momencie gdy pomogliśmy starszemu małżeństwu z Francji którzy byli na wyprawie dużym ciężarowym samochodem przerobionym na kampera. Przed prześwietleniem wszystko z auta musiało znajdować się poza samochodem więc starsze małżeństwo zastosowało się to poleceń jak i później my. Sprawnie pomogliśmy im w pakowaniu dobytku do samochodu by przyspieszyć nasze prześwietlenie samochodu. Prześwietlenie trwało 30 sec i mogliśmy się znów pakować. Niestety nie było to miły czas, ale cóż... wszystko przeszło pozytywnie i mogliśmy udać się do następnego punktu na granicy. Panował tu lekki chaos. Człowiek z kontroli bagażowej powiedział, że możemy jechać na ostatnie stanowisko, a gdy tam się udaliśmy (byliśmy już jedną nogą za granicą) okazało się, że musimy wrócić ponownie na kontrole bagażową. Obsługa granicy cofała każdego, który stał za nami w kolejce po to byśmy mogli wrócić na „kontrole”. Stało tam jak poprzednio 4-5 mężczyzn palili papierosy, śmiali się i udawali, że pracują... byłem już mocno zdenerwowany zaistniałą sytuacja. Zrozumiałem, że pracownicy tego przejścia nie darzą się sympatią między działami tego przejścia granicznego i każdy ma gdzieś co się stanie dalej. Po chwili rozmowy kazali iść mojej żonie do okienka gdzie musiało podjechać każde auto i tam powiedzieli, że wszystko jest ok i możemy jechać ponownie do ostatniego okienka ze szlabanem. Oczywiście to nie był koniec. Ponownie ta sama sytuacja. W okienku dowiaduje się, że muszę wrócić na kontrolę bagażu. Zdenerwowany zaistniałą sytuacją mówię kolejny raz, że straciliśmy już ponad 2 godziny na prześwietlenia i kontrole czego oni chcą ??? W rozmowie z celnikiem powiedziałem mu, że 2 minuty wcześniej przyjechaliśmy z tej kontroli a mężczyzna odpowiada to samo, że mamy wrócić i koniec tematu! Znów cofają auta, a my ponownie wracamy w to samo miejsce odprawy paszportowo-bagażowej. Po raz kolejny idę znów do tego samego mężczyzny co przed kilkoma minutami i mówię mu, że to są jakieś żarty. Dopiero co tu byłem i znów muszę tu wrócić, a nikt niczego nie sprawdza i nadal nie możemy wyjechać z przejścia. Powiedziałem mu, że my nie jesteśmy terrorystami, a turystami. Zdenerwowałem się i powiedziałem, że chce rozmawiać z szefem tego przejścia, by wyjaśnić sytuację. Powiedziałem także, że tu jest Bangladesz i daleko im do Europy... Znów żona musi iść do budki, ale tym razem ten sam ten człowiek poszedł z żoną dopilnować wszystkiego. Po kilkunastu minutach zamieszania jedziemy znów do ostatniej budki i okazuje się, że możemy jechać i nie ma już problemów. Gdy zapytałem dlaczego tyle to trwało odpowiedzieli, że ktoś zapomniał nacisnąć ENTER żebyśmy byli widoczni w systemie.
Jedno wyjaśnienie i uwaga:
W Turcji wpisali moja żonę jako kierowce auta, mimo iż ja nim byłem i dałem wszystkie dokumenty, a powodem tej sytuacji był fakt, że żona w dowodzie rejestracyjnym widnieje jako pierwszy właściciel auta i z automatu przypisują jako kierowcę pojazdu. Tego należy przypilnować. Z tego powodu żona musiała być przy akceptacji przekroczenia granicy na poszczególnych etapach przejścia itd. Nawet przy wyjeździe z Turcji przed wjazdem do Kurdystanu autem jedzie tylko kierowca, a reszta osób musi przekroczyć przejście pieszo w osobnym tunelu. Tu też było zamieszanie gdyż ja byłem sam w aucie i chcieli zobaczyć moją żonę. Tak naprawdę poza okienkami gdzie sprawdzają paszporty, to oni nie do końca wiedzą co czytają z naszych dokumentów. Wręcz śmiem twierdzić, że nic nie wiedzą co tam jest napisane. Gdyż pytali mnie i musiałem tłumaczyć co jest co hehehe
Zaraz po przekroczeniu granicy docieramy do naszych znajomych Agi i Marcina i wspólnie idziemy załatwić HGS (automatyczny system opłat w Turcji). Wytłumaczyliśmy Panu gdzie musimy dotrzeć, i że wracamy by to uwzględnił, a ten śmiało powiedział, że 50 euro wystarczy. Dał naklejki, potwierdzenia oraz powiedział gdzie przykleić naklejkę. Lecimy dalej... Szybko okazało się że ten system nie działa dobrze. Pierwsza opłata i szlaban nie otwiera się...
Nie wiem czy za duża prędkość, czy źle odczytał rejestracje co bardziej prawdopodobne. Do zapłacenia ok 17 zł w ich walucie. Pytam obsługę dlaczego nie działa automatyczny system, a oni zieloni, nic nie wiedza mówią, że mamy tam pusto...drugie auto przejechało bez problemu.
Po analizie sytuacji wychodzi na to, że problemem jest imienna rejestracja.
Nie zmienia to postaci sprawy, że w drodze powrotnej oba auta już płaciły za przejazd więc lepiej płacić na bieżąco gotówką lub kartą niż tracić czas i nerwy na automatyczny system. Widać że daleko im do Europy.
Podczas jazdy komunikacja CBradia i szybka analiza sytuacji. Musimy dojechać jak najdalej i zrobić jak najwięcej kilometrów, gdyż już straciliśmy 3 godziny na granicy. Autostrady w Turcji są dobrej jakości. Znikamy z Europy podczas przejazdu przez most … widoczność słaba dużo chmur.
Tak naprawdę tu zaczyna się nasz trip na Bliski Wschód. Jedziemy, a kilometry mijają, piękne widoki, niezliczone góry z ośnieżonymi szczytami, czas leci, tankowania. W międzyczasie ustalamy miasto, w którym się zatrzymamy i hotel. Ok 900 km trasy za nami. Bolu Evim Otel. Dojechaliśmy ok 20:30 szybka negocjacja ceny i meldujemy się. Poszliśmy szukać fast foodów, żeby szybko zjeść, a skończyło się na pizzy. Mała integracja wieczorna i można iść spać. Następnego dnia śniadanie tureckie, herbatki itd.
Po chwili analizy sytuacji ustalamy że musimy znów się poświęcić i dojechać do Mardin czyli ok 1200 km trasy przed nami. A dlaczego tak? Ponieważ następnego dnia czyli 24.04.2025 musieliśmy być blisko granicy z Kurdystanem ( 236km do Granicy Ibrahim Khalil ok 3 godziny jazdy).
Wieczorem dojechaliśmy do Mardin. To niesamowite miasto na szczycie góry. Spaliśmy na wysokości 1060 m n.p.m., a szczyt ma 1083 m.n.p.m. Nocleg był w piwnicy hotelu trochę jak lochy, ale takie stylowe. Negocjacje cenowe w recepcji i tu już był problem z językiem angielskim. Po dłuższej chwili meldujemy się i możemy iść coś zjeść. Mimo późnej godziny bardzo dużo ludzi przechadzało się po wąskich uliczkach. Przypominało mi to tłok z Zakopanego. Jest to bardzo popularne miasto dla turystów z Bliskiego Wschodu. W tym miejscu też byliśmy dla nich atrakcją, może nie taką jak w Kurdystanie, ale to nie jest miejsce odwiedzin ludzi spoza Bliskiego Wschodu, a na pewno nie samochodem
W wielu hotelach na booking jest wyraźna informacja o zakazie picia alkoholu. Oczywiście szybka integracja wieczorna i udajemy się na spoczynek.
Dnia 24.04.2025 upragniony dzień. Dzień przekroczenia granicy lądowej z Kurdystanem. Śniadanie, herbatki i można się pakować. Ok godziny 8:40 ruszamy z Mardin do granicy Ibrahim Khalil. Droga przebiega przy samej granicy z Syrią, gdzie często siatka graniczna była tuż przy samej barierce drogowej. Tu już było widać niezliczone puste cysterny wracające do Kurdystanu jak i w przeciwnym kierunku pełne jadące dostarczyć „cenne złoto” Bliskiego Wschodu. Im bliżej granicy tym klimat się bardziej zmienia. Ta część Turcji wygląda trochę jak opuszczona. Dużo stanowisk kontroli wojskowej. Na jednej nas zatrzymali sprawdzili paszporty i mogliśmy jechać dalej.
Wreszcie ukazuje się naszym oczom granica. Najpierw oczywiście wspomniana wyżej kontrola turecka. Nie wiedziałem, że potrzebna jest lista z pasażerami i danymi z paszportów. Jeden Pan tuż przed metalową bramą przejścia granicznego, która otwiera się by wpuścić określoną liczbę samochodów chciał mi sprzedać taka listę za 10 euro
Po chwili pracownik przejścia pyta czy mamy listę oczywiście udałem, że nie rozumiem i wręczył mi takowa listę za darmo. Poprosił by wypełnić dane i możemy jechać dalej po tym jak przybił pieczątkę. Lekkie zamieszanie, dezynfekcja auta jakimś dziwnym płatnym płynem i przemieszczamy się dalej, gdzie wszystko jest słabo oznakowane. Po chwili zobaczyłem małymi literami informacje, że pasażerowie muszą wyjść i iść do tunelu odprawy, a auto jedzie tylko z kierowcą dalej. Przy okienku zamieszanie problem z odczytem danych z dokumentów. Okazuję się ze kierowca auta to moja żona tak wpisali na pierwszej granicy i musi być przy tym okienku. Zamieszanie nie wiadomo gdzie jest itd. po kilku minutach ujrzałem zonę z dziećmi na końcu przejścia i zawołałem. Obsługa zobaczyła żonę, jeszcze okienko policyjne czy nie ma zdjęć z radarów i o dziwo możemy jechać dalej. Ostatnia budka ze szlabanem - kontrola paszportów, papierów i możemy jechać.
Jedna uwaga: nie można mówić ze jedziemy do Kurdystanu oni ich niestety nie darzą sympatia. Po prostu jedziemy do Iraku i tyle...
Do granicy z Kurdystanem google maps działał poprawnie jedyne co to czas dojazdu był przekłamany, ale na + czyli przy takiej trasie można było odejmować spokojnie 1-2 godziny. Mapy CZ działały idealnie.
Wyczekiwany moment. Postanowiliśmy w przerwie między granicami ubrać przygotowane wcześniej podkoszulki. Ruszamy... pierwsze zdjęcia z auta granicy z flaga Kurdystanu... pierwsza kontrola i informacja, że musimy iść do pomieszczenia po schodach w celu odprawy paszportowej. Zostawiamy auta, wyciągamy flagę POLSKI i robimy zdjęcia, gdzie w tle widać flagę Kurdystanu. Podchodzi do nas uśmiechnięty wojskowy, najpierw niepewny pytam czy zrobi nam zdjęcie, po czym pytam czy chce zrobić zdjęcie z nami... iiii lawina ruszyła. Jeszcze dobrze nie doszliśmy do tego pomieszczenia na kontrole paszportową, a masę osób robiło nam zdjęcia. Oni nie do końca wiedzieli skąd my jesteśmy mimo iż im powiedziałem.
Tak naprawdę to myśleli, że jesteśmy związani z ich zespołem piłki nożnej bardzo znanym nazywa się FC Zakho, którego flaga wygląda jak Polski tylko ma jeszcze niebieski herb na środku. Weszliśmy do pomieszczenia kontroli paszportowej, a tam to już każdy robił z nami zdjęcia. Kontrola była na drugim planie. Nie dość, że zdjęcia robiła nam obsługa to i osoby które przyszły na odprawę. Dodatkowo każdy chciał zrobić sobie z nami zdjęcie z osobna. Przyznam ze trwało to z 40 min. Dostaliśmy wodę do picia od wysokiego rangą wojskowego. Każdy był w szoku. Udało nam się wydostać z pomieszczenia odprawy paszportowej. Wszystko przebiegało w miłej atmosferze. Teraz kolejna kontrola w niej uczestniczył pierwszy wojskowy który robił nam i z nami zdjęcia. Kolejna pieczątka na dokumentach i jedziemy dalej, zostało nam przydzielone auto celników, które nas poprowadziło w właściwe miejsce na dalszy etap granicy. Pod wielką wiata podszedł człowiek, który mówił dość dobrze po angielsku i poinstruował nas gdzie się udać. W międzyczasie zapytał jak to się stało, że przyjechaliśmy do Kurdystanu. Odpowiedziałem mu historie, że poznałem Kurda podczas gry w internecie i byłem w 2024 roku, a teraz chcemy zwiedzić Kurdystan samochodem w formie Tripa. Był w ciężkim szoku zapytał gdzie jest mój przyjaciel Kurd. Odpowiedziałem mu, że czeka na nas zaraz za przejściem. Zadzwoniłem do niego rozmawiali by przyszedł do nas. Nie chcieli go wpuścić wojskowi z granicy więc poszedł po niego. Po 15 minutach przyprowadził go. Trochę biurokracji od okienka 5 do 4 do 7 w jednym wystawiali dokument uprawniający do poruszania się po Kurdystanie swoim samochodem. Prawie nikt nie mówił po angielsku
Kurd Hama (Mohamed), przydał się jak i ten człowiek który poszedł po niego. Nie potrafili przeczytać naszych dokumentów
pomogliśmy im
wszystko trwało ponad 2 godziny, ale w bardzo miłej atmosferze. Częstowali nas piciem, pytali czy chcemy coś zjeść.
Wreszcie komplet dokumentów i możemy ruszać dalej. W ostatniej budce miły Pan z długą bronią uśmiechnął się pomachał i byliśmy już w Kurdystanie. Ogólnie na tym przejściu masa ludzi uśmiechała się do nas machała nam i była przyjaźnie nastawiona. Było widać zadowolenia na ich twarzach.
Biorąc pod uwagę stracony czas na granicy ponad 2 godziny ruszamy na zwiedzanie Kurdystanu w drodze do naszego miejsca noclegowego (Erbil) W planie mieliśmy zjedzenie pieczonej ryby na jeziorze Mosul Dam Lake i zwiedzenie 2 miejsc. Lalish jak i Rabban Hormizd Monastery. Niestety późna godzina zepsuła nam plan i odwiedziliśmy tylko przepiękne miejsce Rabban Hormizd Monastery. Wojsko pilnujące wjazdu do tego miejsca kazało nam ściągnąć koszulki, na których była flaga Kurdystanu. Z tego co ustaliłem pilnowali tego miejsca Arabowie, a oni nie przepadają za Kurdami.
Następnie udaliśmy się na kolacje w najstarszej restauracji w stolicy Kurdystanu restauracja Yasin. Przed wjazdem Check Point. Byliśmy tam ok godziny 20:30. Kolacja była na 9 osób. Cały stół jedzenia. Rachunek wyszedł niecałe 100$ z uwzględnieniem napiwku. Dla przeciętnego Kurda to bardzo drogo. Dostaliśmy sporo przystawek różnego rodzaju, zupę na starter, no i oczywiście główne dania jakim były kebaby, kurczak grillowany, wątróbka i masa warzyw. Uczta nie do opisania. Na koniec herbatka. Oczywiście byliśmy bardzo dużą atrakcja w tej restauracji biorąc pod uwagę nasze podkoszulki i inny wygląd. W toalecie moja żona z córka była pytana o możliwość zrobienia zdjęcia
Po obfitej kolacji pierwsze zderzenie ze stylem jazdy po stolicy... Drogi mają bardzo dobre, wszędzie fotoradary, za to styl jazdy kierowców pozostawiał wiele do życzenia. Brak jakichkolwiek zasad i kultury na drodze – musieliśmy się tego nauczyć i dostosować.
Dotarliśmy na farmę, czyli przygotowany dla nas dom rodziców Hamy, usytuowany pod stolicą. Przywitała nas cała rodzina. Dużo śmiechu i niepewności u nowej ekipy. Nas już znali. Oczywiście herbatka obowiązkowa. Po czym zostawili nas byśmy mogli się odświeżyć i odpocząć.
25.04.2025 piątek dzień wolny od pracy w Kurdystanie. Po śniadaniu, które miało miejsce na podłodze wybraliśmy się w stronę jeziora Dukan. Było bardzo dużo ludzi wszędzie. Tego dnia rodziny z dziećmi wychodzą poza dom szykują jedzenie i w formie biwaku spędzają czas poza domem. Przywitały nas piękne widoki, gdy zbliżaliśmy się do jeziora Dukan. Pogoda nie sprzyjała plażowaniu. Był bardzo silny wiatr i duże chmury choć temperatura była wysoka ok 28 stopni. Zamówiliśmy rybę w lokalnej restauracji, która była łowiona dla nas i pieczona na ogniu, podawana z warzywami. Mieliśmy ok 2 godziny na odpoczynek. Miejsce, które wybraliśmy do odpoczynku okazało się polem minowym po owcach i kozach
Mi jako jedynemu udało się pływać w Dukan Lake. Po odpoczynku wyruszyliśmy na rybkę. Ryba okazała się ciekawą alternatywą od kebabów. Była bardzo smaczna. Po posiłku w drodze powrotnej udało się zrobić kilka zdjęć widoków górskich. Na farmie przywitała nas powiększona rodzina Hamy, gdyż przyjechali wujkowie i ciotki by zobaczyć ludzi z Europy
Nie obeszło się bez herbatki. Wieczorem chwila odpoczynku i integracji ekipy.
26.04.2025 dzień spacerów w stolicy Erbil, która jest oddalona 20 min jazdy od farmy. To był dzień zakupów, obcowania z tak dużym miastem jak Erbil. Oczywiście herbatki, przekąski, kebaby itd. Wizyta na targowisku, które jest w centrum stolicy, zrobiła na mieszkańcach wrażenie. Spacerując w centrum wiele osób prosiło o wspólne zdjęcie. Na centralnym placu był kręcony teledysk przez muzyczne gwiazdy Kurdystanu i zostaliśmy poproszeni o wzięcie udziału w nim. Niezliczone sesje zdjęciowe. Tego samego dnia wybraliśmy się na kolacje w formie Street Food w stolicy. Całe ulice pełne ludzi i jedzenia. Jedzenie w kwocie 1$, a ilość i różnorodność nie do opisania.
27.04.2025 tego dnia wybraliśmy się na najdalszą wycieczkę. Celem było miasto Halabża i zwiedzenie muzeum, które ukazywało brutalność Saddama Husajna w stosunku do ludności kurdyjskiej. Ofiarami były całe rodziny, w szczególności kobiety i dzieci. Muzeum poświęcone temu ludobójstwu mieści się ok 10km od granicy z Iranem. Zwiedziliśmy jadąc do w/w miejsca Muzeum Amna Suraka w Sulejmani tzw. Czerwone Więzienie. Po drodze Check Pointy. Na miejsce dotarliśmy dużo przed otwarciem muzeum i postanowiliśmy wybrać się na obiad i oczywiście herbatkę. W lokalnej restauracji zjedliśmy pyszne jedzenie oczywiście startery z zupy, kebaby itd. Wejście do muzeum jest za darmo. Miejsce to zostanie w naszej pamięci. Było to miejsce śmierci wielu osób. Obowiązkowe miejsce odwiedzin dla każdej osoby odwiedzającej Kurdystan. Oczywiście na trasie jak zawsze setki cystern... Późnymi godzinami prawie codziennie wracaliśmy na farmę. Krótka integracja, przyjęcie „lekarstwa” i można iść spać.
28.04.2025 Bekhal Waterfall i kaniony. Kolejne bardzo piękne miejsce w Kurdystanie. Restauracje zbudowane na wodospadzie. Bardzo ciekawe miejsce. Z dołu było widać szczyt kanionów i tory kolejki, która jedzie na krawędzi skał. Po zjedzeniu obiadu w jednej z restauracji udaliśmy się na górę w celu odbycia kursu w/w kolejką. Widok zapierał dech w piersiach gdy kolejka zbliżyła się do krawędzi kanionu. Dodatkowo można przejechać się tyrolką jak i torem saneczkowym. Jest również basen (był jeszcze zamknięty- był czyszczony i przygotowywany do otwarcia parę dni później) i inne atrakcje dla turystów – jest to takie małe miasto dla turystów, odbywają się tu wesela i inne imprezy. W drodze powrotnej wjechaliśmy na górę Korek wyciągiem linowym na wysokość 1690m.n.p.m. Na górze uraczyły nas przepiękne widoki panoramy gór. Po powrocie mały odpoczynek na farmie i oczekiwana obiado - kolacja w wykonaniu mamy Hamy. Wszystko przygotowane na podłodze i główne danie: baranina, bób, gołąbki w liściach winogron, cebula też faszerowana oraz dodatki. Wszystko wywala się z garnka na wielką tacę. Palce lizać. Wieczorem spokojna integracje ekipy.
29.04.2025 Śniadanie jak zwykle na podłodze ok godziny 9tej: różnego rodzaju sery, kefiro podobne miseczki, orzechy, miód, dżemy morelowe, figowe itd. nie zabrakło arbuza jak i herbaty. Ruszamy do Mar Mattai Monastery, około południa dotarliśmy na miejsce. Oczywiście po drodze CHECK POINTY. Na ostatnim była ekipa typowo z Kurdystanu, która ucieszyła się na nasz widok. To nie jest standardem gdyż na wielu check pointachnie stoją Kurdowie i nie do końca wiedzą jak czytać nasze dokumenty. Były sytuacje, że pytali czy mamy paszporty
Co dziwne gdy byłem w Kurdystanie w 2024r samolotem i zwiedzaliśmy kraj z Hamą jego samochodem to nigdzie nie brali naszych dokumentów. Miejsce, które odwiedziliśmy mieści się w ciekawym miejscu i jest oddalone ok 20 kilometrów od Mosulu. Jest to jeden z najstarszych klasztorów chrześcijańskich na świecie. Mieści się na wysokości ponad 800m.n.p.m. Powstał w 363 roku n.e. Dodatkowo niesamowity widok daje możliwość zrobienia pięknych zdjęć. Podczas powrotu zaznaliśmy bezdroża bez asfaltu, dodatkowo widok opuszczonych obozów uchodźców syryjskich dał nam dużo doc myślenia. Zatrzymaliśmy się w małym mieście na obiad. Znów typowa restauracja dla lokalsów. Pyszna zupa z kozią głową, którą było ciężko rozpoznać, ale widok zębów potwierdził fakt głowy w zupie
była pyszna – pomidorowa- zjadłem 3 miski. Co ciekawe w tej knajpie jak i w wielu zupa jest za darmo. Oczywiście nie obeszło się bez kebabów
W drodze powrotnej odwiedziliśmy sąsiada Hamy który ma 2 lwy i ogólnie trudni się sprzedażą dzikich zwierząt. Jeden lew był bardzo zainteresowany moją 4 letnią córką, którą sobie upatrzył jako potencjalną ofiarę.
30.04.2025 generalnie ten dzień był dniem powrotu. Z niepewnością co nas czeka na granicy... Po obfitym ostatnim śniadaniu, spakowaniu się czas ruszać. Pożegnanie, podziękowania za miło spędzony czas, za gościnne. Czuliśmy się jak u swojej rodziny. Dzieci były smutne, że muszą wracać...
Czas dojazdu do granicy ok 3 godziny. Przed samą granicą udało się zatankować i zakupić „medykamenty”
No i mamy przejście graniczne. Zamieszanie jak na ten kraj pasuje
pierwsza kontrola w tym sprawdzenie zdjęć z fotoradarów, wszystko ok jedziemy dalej. Paszporty... zapytali nas czy to my przekraczaliśmy to przejście kilka dni wcześniej i pokazali nam zdjęcie z sesji wjazdowej, potwierdziliśmy, a ich uśmiechy były bezcenne. Kolejna kontrola bagażu. Tu pierwszy problem, bo chcieli sprawdzać wszystko, a tam nasze auto zapakowane po dach. Człowiek nie do końca wiedział z jakiego kraju my pochodzimy. Po chwili rozmowy powiedział ze raptem 2 walizki wystarczą. Poszliśmy do pomieszczenia gdzie prześwietlają walizki, nikt nic nie prześwietlał tu o dziwo mówili po angielsku. Pytali nas skąd jesteśmy, jednym ruchem sprawdził kosmetyczkę i można iść dalej. Ogólnie spore zamieszanie, nie możemy iść po auta, a tu nagle możemy iść, gdyż z tego pomieszczenia wychodziło się 15m dalej, a tam zostały nasze dzieci i żony. Udało się przyprowadzić auta, kolejna pieczątka na dokumentach i ruszamy dalej. Znów zamieszanie nie wiadomo gdzie jechać. Ostatnia kontrola i docieramy na kontrole w Turcji. Dezynfekcja auta – płatna
O dziwo tu przeszło bez problemów. Jedyne co wypytywanie czym się zajmujemy i jaki jest nasz interes w Iraku... po informacji ze my jesteśmy tylko turystami i jedziemy teraz do Kapadocji, celnik chciał zobaczyć co mamy w środku auta, kontrolnie rzucił okiem do schowków i mogliśmy jechać. Każdy musi wyjść z auta i osobiście udać się do okienka, popatrzyć w kamerę itd. to już standard w tych krajach. Na całą tą granice straciliśmy mniej jak godzinę. Po ok 600 km w popołudniowych godzinach dojechaliśmy do Hotelu 5* Nevali w Turcji, który był w centrum miasta i oferował nocleg za przyzwoitą cenę, ale co dziwo taniej kupiliśmy go na bookingu. Na recepcji nie udało się wynegocjować lepszej ceny jak to miało miejsce w innych wcześniejszych obiektach. Szybki check in i można iść na miasto zjeść kolacje. Po obfitej kolacji i spacerze powrotnym krótka integracja i można odpoczywać.
W drodze powrotnej widzieliśmy w Kurdystanie auta ciężarowe, które wyprzedzały się jadąc pod prąd. Taka ciekawostka
1.05.2025 po szybkim śniadaniu ruszamy w kierunku Kapadocji. Znów trasa, tankowania... ok godziny 16tej byliśmy już w Kapadocji. Poszukiwanie noclegu - okazało się, że tego dnia w Turcji jest święto i wszystkie miejsca noclegowe są zajęte, w miejscowości, w której początkowo chcieliśmy nocować. Po godzinie poszukiwań jadąc jednokierunkowymi uliczkami dotarliśmy do szczytów Kapadocji z przepięknymi widokami. Po foto sesji udało się zlokalizować wolny hotel Remus Romulus. Wreszcie możemy iść na kolacje. Po kolacji upragniony odpoczynek by rano wstać na start balonów ok godziny 5:20
2.05.2025 widok niesamowity ok godziny 5:20. Po balonach dwie godzinki dodatkowego snu i czas śniadania. W tym hotelu jak i w wielu innych śniadanie jest na najwyższej kondygnacji z pięknym widokiem. Ostatnie herbatki, pakowanie i ruszamy w kierunku Europy. Ok 9tej ruszamy. Trasa ok 1350 km do Hotelu Happy w Serbii oczywiście pamiętajmy o granicy. Tankowanie, trasa, tankowanie...jest granica. Udało się sprawnie przejść przez teren granicy i jesteśmy w Bułgarii. Mało czasu więc gnamy do Serbii. Ok godziny 21:00 dotarliśmy do hotelu. Szybki Check in i możemy iść na kolacje. Mimo zmęczenia konwersacje trwały z 2 godziny. Znów do spania, gdyż rano ostatni etap powrotu.
3.05.2025 śniadanie, pakowanie. Ok godziny 9:15 ruszamy do Polski. Trasa bezproblemowa, po doświadczeniu przebytej trasy ostatnie 1260 km to jak by przejechać 200 km w POLSCE my już jesteśmy weteranami zjadania kilometrów
Zapytacie o dzieci jak wytrzymały? O dziwo nastawiane były wcześniej i dały rade! Nie było pytań jak w SHREKu „daleko jeszcze”... dla nich ta wyprawa też była bardzo ciekawa. Choć by fakt, który sąsiad ma dwa lwy
Cała opowieść nie zawiera wszystkiego gdyż nie da się pamiętać o wszystkim fotorelacja odda dodatkowo efekt wypadu.
Jeśli ktoś będzie zainteresowany wypadem do Kurdystanu samolotem polecam bardzo. Hama idealnie nadaje się do oprowadzania turystów po swoim kraju. Ich farma idealnie nadaje się na przyjmowanie turystów. Każdy będzie tam mógł poczuć klimat i obcować z tubylcami. Nasz wypad wzbogacił plan jaki pomogłem mu napisać jako oferta dla turystów.
Czyli:
Cala trasa dokładnie 8901.5KM
Auto było uruchomione 112 godzin 9 minut i 40sec
Teledysk w którym braliśmy udział:
Mini Galeria: https://photos.app.goo.gl/ZYdXuQuAQYnhSmE88
Pełna Galeria już niedługo...
A więc zaczynamy... będzie to trochę opowieść, a trochę instrukcja...
Wszystko zrodziło się w głowie po odbytej wycieczce lotniczej do Kurdystanu w 2024r. Pewnego dnia padł pomysł by zrobić Trip samochodowy. Powstał pierwszy zarys Kurdistan Trip 2025. Czyli wyprawa z Polski do Kurdystanu.
Wstępne wyliczenia pokazały, że mamy odległość ok 3800 km z Kudowy Zdrój do Erbil (stolicy Kurdystanu). Do wyjazdu przygotowywaliśmy się dużo wcześniej. Cała CHECK LISTA co zabrać, co zrobić, co przygotować itd. Jeśli chodzi o formalności, to oczywiście paszporty całej ekipy, zielona karta i wizy do Kurdystanu. Na wyprawę zdecydowali się też Marcin i Agnieszka (nie znaliśmy się wcześniej) mieszkają w okolicy Zawiercia. Dla nas trip wystartował 21.04.2025 ok godziny 20:00, druga ekipa wystartowała dwa dni wcześniej. Punktem spotkania był hotel w Serbii, a dokładnie Hotel Happy, który jest na samym końcu tego państwa przy samej granicy z Bułgarią (okazuje się że to punkt odpoczynku dla wielu Turystów z całego świata, którzy wybrali lądową drogę podróży na Bliski Wschód).
Po zapoznaniu się ok 8:30 dnia 25.04.2025 zjedliśmy wspólne śniadanie i ruszyliśmy w niesamowitą podróż do Kurdystanu. CB radio idealnie zdało egzamin na tym Tripie.
Pierwsza granica wspólnego wyjazdu Bułgaria -Turcja. Tak jak na bułgarskiej nie było najmniejszego problemu tak na tureckiej straciliśmy prawie 3 godziny. Wytypowano nasz samochód do prześwietlenia. Co oznaczało stanie w kolejce, która trwała prawie godzinę. Tak naprawdę przyspieszyliśmy oczekiwanie w momencie gdy pomogliśmy starszemu małżeństwu z Francji którzy byli na wyprawie dużym ciężarowym samochodem przerobionym na kampera. Przed prześwietleniem wszystko z auta musiało znajdować się poza samochodem więc starsze małżeństwo zastosowało się to poleceń jak i później my. Sprawnie pomogliśmy im w pakowaniu dobytku do samochodu by przyspieszyć nasze prześwietlenie samochodu. Prześwietlenie trwało 30 sec i mogliśmy się znów pakować. Niestety nie było to miły czas, ale cóż... wszystko przeszło pozytywnie i mogliśmy udać się do następnego punktu na granicy. Panował tu lekki chaos. Człowiek z kontroli bagażowej powiedział, że możemy jechać na ostatnie stanowisko, a gdy tam się udaliśmy (byliśmy już jedną nogą za granicą) okazało się, że musimy wrócić ponownie na kontrole bagażową. Obsługa granicy cofała każdego, który stał za nami w kolejce po to byśmy mogli wrócić na „kontrole”. Stało tam jak poprzednio 4-5 mężczyzn palili papierosy, śmiali się i udawali, że pracują... byłem już mocno zdenerwowany zaistniałą sytuacja. Zrozumiałem, że pracownicy tego przejścia nie darzą się sympatią między działami tego przejścia granicznego i każdy ma gdzieś co się stanie dalej. Po chwili rozmowy kazali iść mojej żonie do okienka gdzie musiało podjechać każde auto i tam powiedzieli, że wszystko jest ok i możemy jechać ponownie do ostatniego okienka ze szlabanem. Oczywiście to nie był koniec. Ponownie ta sama sytuacja. W okienku dowiaduje się, że muszę wrócić na kontrolę bagażu. Zdenerwowany zaistniałą sytuacją mówię kolejny raz, że straciliśmy już ponad 2 godziny na prześwietlenia i kontrole czego oni chcą ??? W rozmowie z celnikiem powiedziałem mu, że 2 minuty wcześniej przyjechaliśmy z tej kontroli a mężczyzna odpowiada to samo, że mamy wrócić i koniec tematu! Znów cofają auta, a my ponownie wracamy w to samo miejsce odprawy paszportowo-bagażowej. Po raz kolejny idę znów do tego samego mężczyzny co przed kilkoma minutami i mówię mu, że to są jakieś żarty. Dopiero co tu byłem i znów muszę tu wrócić, a nikt niczego nie sprawdza i nadal nie możemy wyjechać z przejścia. Powiedziałem mu, że my nie jesteśmy terrorystami, a turystami. Zdenerwowałem się i powiedziałem, że chce rozmawiać z szefem tego przejścia, by wyjaśnić sytuację. Powiedziałem także, że tu jest Bangladesz i daleko im do Europy... Znów żona musi iść do budki, ale tym razem ten sam ten człowiek poszedł z żoną dopilnować wszystkiego. Po kilkunastu minutach zamieszania jedziemy znów do ostatniej budki i okazuje się, że możemy jechać i nie ma już problemów. Gdy zapytałem dlaczego tyle to trwało odpowiedzieli, że ktoś zapomniał nacisnąć ENTER żebyśmy byli widoczni w systemie.
Jedno wyjaśnienie i uwaga:
W Turcji wpisali moja żonę jako kierowce auta, mimo iż ja nim byłem i dałem wszystkie dokumenty, a powodem tej sytuacji był fakt, że żona w dowodzie rejestracyjnym widnieje jako pierwszy właściciel auta i z automatu przypisują jako kierowcę pojazdu. Tego należy przypilnować. Z tego powodu żona musiała być przy akceptacji przekroczenia granicy na poszczególnych etapach przejścia itd. Nawet przy wyjeździe z Turcji przed wjazdem do Kurdystanu autem jedzie tylko kierowca, a reszta osób musi przekroczyć przejście pieszo w osobnym tunelu. Tu też było zamieszanie gdyż ja byłem sam w aucie i chcieli zobaczyć moją żonę. Tak naprawdę poza okienkami gdzie sprawdzają paszporty, to oni nie do końca wiedzą co czytają z naszych dokumentów. Wręcz śmiem twierdzić, że nic nie wiedzą co tam jest napisane. Gdyż pytali mnie i musiałem tłumaczyć co jest co hehehe

Zaraz po przekroczeniu granicy docieramy do naszych znajomych Agi i Marcina i wspólnie idziemy załatwić HGS (automatyczny system opłat w Turcji). Wytłumaczyliśmy Panu gdzie musimy dotrzeć, i że wracamy by to uwzględnił, a ten śmiało powiedział, że 50 euro wystarczy. Dał naklejki, potwierdzenia oraz powiedział gdzie przykleić naklejkę. Lecimy dalej... Szybko okazało się że ten system nie działa dobrze. Pierwsza opłata i szlaban nie otwiera się...
Nie wiem czy za duża prędkość, czy źle odczytał rejestracje co bardziej prawdopodobne. Do zapłacenia ok 17 zł w ich walucie. Pytam obsługę dlaczego nie działa automatyczny system, a oni zieloni, nic nie wiedza mówią, że mamy tam pusto...drugie auto przejechało bez problemu.
Po analizie sytuacji wychodzi na to, że problemem jest imienna rejestracja.
Nie zmienia to postaci sprawy, że w drodze powrotnej oba auta już płaciły za przejazd więc lepiej płacić na bieżąco gotówką lub kartą niż tracić czas i nerwy na automatyczny system. Widać że daleko im do Europy.
Podczas jazdy komunikacja CBradia i szybka analiza sytuacji. Musimy dojechać jak najdalej i zrobić jak najwięcej kilometrów, gdyż już straciliśmy 3 godziny na granicy. Autostrady w Turcji są dobrej jakości. Znikamy z Europy podczas przejazdu przez most … widoczność słaba dużo chmur.
Tak naprawdę tu zaczyna się nasz trip na Bliski Wschód. Jedziemy, a kilometry mijają, piękne widoki, niezliczone góry z ośnieżonymi szczytami, czas leci, tankowania. W międzyczasie ustalamy miasto, w którym się zatrzymamy i hotel. Ok 900 km trasy za nami. Bolu Evim Otel. Dojechaliśmy ok 20:30 szybka negocjacja ceny i meldujemy się. Poszliśmy szukać fast foodów, żeby szybko zjeść, a skończyło się na pizzy. Mała integracja wieczorna i można iść spać. Następnego dnia śniadanie tureckie, herbatki itd.

Wieczorem dojechaliśmy do Mardin. To niesamowite miasto na szczycie góry. Spaliśmy na wysokości 1060 m n.p.m., a szczyt ma 1083 m.n.p.m. Nocleg był w piwnicy hotelu trochę jak lochy, ale takie stylowe. Negocjacje cenowe w recepcji i tu już był problem z językiem angielskim. Po dłuższej chwili meldujemy się i możemy iść coś zjeść. Mimo późnej godziny bardzo dużo ludzi przechadzało się po wąskich uliczkach. Przypominało mi to tłok z Zakopanego. Jest to bardzo popularne miasto dla turystów z Bliskiego Wschodu. W tym miejscu też byliśmy dla nich atrakcją, może nie taką jak w Kurdystanie, ale to nie jest miejsce odwiedzin ludzi spoza Bliskiego Wschodu, a na pewno nie samochodem

Dnia 24.04.2025 upragniony dzień. Dzień przekroczenia granicy lądowej z Kurdystanem. Śniadanie, herbatki i można się pakować. Ok godziny 8:40 ruszamy z Mardin do granicy Ibrahim Khalil. Droga przebiega przy samej granicy z Syrią, gdzie często siatka graniczna była tuż przy samej barierce drogowej. Tu już było widać niezliczone puste cysterny wracające do Kurdystanu jak i w przeciwnym kierunku pełne jadące dostarczyć „cenne złoto” Bliskiego Wschodu. Im bliżej granicy tym klimat się bardziej zmienia. Ta część Turcji wygląda trochę jak opuszczona. Dużo stanowisk kontroli wojskowej. Na jednej nas zatrzymali sprawdzili paszporty i mogliśmy jechać dalej.
Wreszcie ukazuje się naszym oczom granica. Najpierw oczywiście wspomniana wyżej kontrola turecka. Nie wiedziałem, że potrzebna jest lista z pasażerami i danymi z paszportów. Jeden Pan tuż przed metalową bramą przejścia granicznego, która otwiera się by wpuścić określoną liczbę samochodów chciał mi sprzedać taka listę za 10 euro

Jedna uwaga: nie można mówić ze jedziemy do Kurdystanu oni ich niestety nie darzą sympatia. Po prostu jedziemy do Iraku i tyle...
Do granicy z Kurdystanem google maps działał poprawnie jedyne co to czas dojazdu był przekłamany, ale na + czyli przy takiej trasie można było odejmować spokojnie 1-2 godziny. Mapy CZ działały idealnie.
Wyczekiwany moment. Postanowiliśmy w przerwie między granicami ubrać przygotowane wcześniej podkoszulki. Ruszamy... pierwsze zdjęcia z auta granicy z flaga Kurdystanu... pierwsza kontrola i informacja, że musimy iść do pomieszczenia po schodach w celu odprawy paszportowej. Zostawiamy auta, wyciągamy flagę POLSKI i robimy zdjęcia, gdzie w tle widać flagę Kurdystanu. Podchodzi do nas uśmiechnięty wojskowy, najpierw niepewny pytam czy zrobi nam zdjęcie, po czym pytam czy chce zrobić zdjęcie z nami... iiii lawina ruszyła. Jeszcze dobrze nie doszliśmy do tego pomieszczenia na kontrole paszportową, a masę osób robiło nam zdjęcia. Oni nie do końca wiedzieli skąd my jesteśmy mimo iż im powiedziałem.
Tak naprawdę to myśleli, że jesteśmy związani z ich zespołem piłki nożnej bardzo znanym nazywa się FC Zakho, którego flaga wygląda jak Polski tylko ma jeszcze niebieski herb na środku. Weszliśmy do pomieszczenia kontroli paszportowej, a tam to już każdy robił z nami zdjęcia. Kontrola była na drugim planie. Nie dość, że zdjęcia robiła nam obsługa to i osoby które przyszły na odprawę. Dodatkowo każdy chciał zrobić sobie z nami zdjęcie z osobna. Przyznam ze trwało to z 40 min. Dostaliśmy wodę do picia od wysokiego rangą wojskowego. Każdy był w szoku. Udało nam się wydostać z pomieszczenia odprawy paszportowej. Wszystko przebiegało w miłej atmosferze. Teraz kolejna kontrola w niej uczestniczył pierwszy wojskowy który robił nam i z nami zdjęcia. Kolejna pieczątka na dokumentach i jedziemy dalej, zostało nam przydzielone auto celników, które nas poprowadziło w właściwe miejsce na dalszy etap granicy. Pod wielką wiata podszedł człowiek, który mówił dość dobrze po angielsku i poinstruował nas gdzie się udać. W międzyczasie zapytał jak to się stało, że przyjechaliśmy do Kurdystanu. Odpowiedziałem mu historie, że poznałem Kurda podczas gry w internecie i byłem w 2024 roku, a teraz chcemy zwiedzić Kurdystan samochodem w formie Tripa. Był w ciężkim szoku zapytał gdzie jest mój przyjaciel Kurd. Odpowiedziałem mu, że czeka na nas zaraz za przejściem. Zadzwoniłem do niego rozmawiali by przyszedł do nas. Nie chcieli go wpuścić wojskowi z granicy więc poszedł po niego. Po 15 minutach przyprowadził go. Trochę biurokracji od okienka 5 do 4 do 7 w jednym wystawiali dokument uprawniający do poruszania się po Kurdystanie swoim samochodem. Prawie nikt nie mówił po angielsku



Wreszcie komplet dokumentów i możemy ruszać dalej. W ostatniej budce miły Pan z długą bronią uśmiechnął się pomachał i byliśmy już w Kurdystanie. Ogólnie na tym przejściu masa ludzi uśmiechała się do nas machała nam i była przyjaźnie nastawiona. Było widać zadowolenia na ich twarzach.
Biorąc pod uwagę stracony czas na granicy ponad 2 godziny ruszamy na zwiedzanie Kurdystanu w drodze do naszego miejsca noclegowego (Erbil) W planie mieliśmy zjedzenie pieczonej ryby na jeziorze Mosul Dam Lake i zwiedzenie 2 miejsc. Lalish jak i Rabban Hormizd Monastery. Niestety późna godzina zepsuła nam plan i odwiedziliśmy tylko przepiękne miejsce Rabban Hormizd Monastery. Wojsko pilnujące wjazdu do tego miejsca kazało nam ściągnąć koszulki, na których była flaga Kurdystanu. Z tego co ustaliłem pilnowali tego miejsca Arabowie, a oni nie przepadają za Kurdami.
Następnie udaliśmy się na kolacje w najstarszej restauracji w stolicy Kurdystanu restauracja Yasin. Przed wjazdem Check Point. Byliśmy tam ok godziny 20:30. Kolacja była na 9 osób. Cały stół jedzenia. Rachunek wyszedł niecałe 100$ z uwzględnieniem napiwku. Dla przeciętnego Kurda to bardzo drogo. Dostaliśmy sporo przystawek różnego rodzaju, zupę na starter, no i oczywiście główne dania jakim były kebaby, kurczak grillowany, wątróbka i masa warzyw. Uczta nie do opisania. Na koniec herbatka. Oczywiście byliśmy bardzo dużą atrakcja w tej restauracji biorąc pod uwagę nasze podkoszulki i inny wygląd. W toalecie moja żona z córka była pytana o możliwość zrobienia zdjęcia

Dotarliśmy na farmę, czyli przygotowany dla nas dom rodziców Hamy, usytuowany pod stolicą. Przywitała nas cała rodzina. Dużo śmiechu i niepewności u nowej ekipy. Nas już znali. Oczywiście herbatka obowiązkowa. Po czym zostawili nas byśmy mogli się odświeżyć i odpocząć.
25.04.2025 piątek dzień wolny od pracy w Kurdystanie. Po śniadaniu, które miało miejsce na podłodze wybraliśmy się w stronę jeziora Dukan. Było bardzo dużo ludzi wszędzie. Tego dnia rodziny z dziećmi wychodzą poza dom szykują jedzenie i w formie biwaku spędzają czas poza domem. Przywitały nas piękne widoki, gdy zbliżaliśmy się do jeziora Dukan. Pogoda nie sprzyjała plażowaniu. Był bardzo silny wiatr i duże chmury choć temperatura była wysoka ok 28 stopni. Zamówiliśmy rybę w lokalnej restauracji, która była łowiona dla nas i pieczona na ogniu, podawana z warzywami. Mieliśmy ok 2 godziny na odpoczynek. Miejsce, które wybraliśmy do odpoczynku okazało się polem minowym po owcach i kozach


26.04.2025 dzień spacerów w stolicy Erbil, która jest oddalona 20 min jazdy od farmy. To był dzień zakupów, obcowania z tak dużym miastem jak Erbil. Oczywiście herbatki, przekąski, kebaby itd. Wizyta na targowisku, które jest w centrum stolicy, zrobiła na mieszkańcach wrażenie. Spacerując w centrum wiele osób prosiło o wspólne zdjęcie. Na centralnym placu był kręcony teledysk przez muzyczne gwiazdy Kurdystanu i zostaliśmy poproszeni o wzięcie udziału w nim. Niezliczone sesje zdjęciowe. Tego samego dnia wybraliśmy się na kolacje w formie Street Food w stolicy. Całe ulice pełne ludzi i jedzenia. Jedzenie w kwocie 1$, a ilość i różnorodność nie do opisania.
27.04.2025 tego dnia wybraliśmy się na najdalszą wycieczkę. Celem było miasto Halabża i zwiedzenie muzeum, które ukazywało brutalność Saddama Husajna w stosunku do ludności kurdyjskiej. Ofiarami były całe rodziny, w szczególności kobiety i dzieci. Muzeum poświęcone temu ludobójstwu mieści się ok 10km od granicy z Iranem. Zwiedziliśmy jadąc do w/w miejsca Muzeum Amna Suraka w Sulejmani tzw. Czerwone Więzienie. Po drodze Check Pointy. Na miejsce dotarliśmy dużo przed otwarciem muzeum i postanowiliśmy wybrać się na obiad i oczywiście herbatkę. W lokalnej restauracji zjedliśmy pyszne jedzenie oczywiście startery z zupy, kebaby itd. Wejście do muzeum jest za darmo. Miejsce to zostanie w naszej pamięci. Było to miejsce śmierci wielu osób. Obowiązkowe miejsce odwiedzin dla każdej osoby odwiedzającej Kurdystan. Oczywiście na trasie jak zawsze setki cystern... Późnymi godzinami prawie codziennie wracaliśmy na farmę. Krótka integracja, przyjęcie „lekarstwa” i można iść spać.
28.04.2025 Bekhal Waterfall i kaniony. Kolejne bardzo piękne miejsce w Kurdystanie. Restauracje zbudowane na wodospadzie. Bardzo ciekawe miejsce. Z dołu było widać szczyt kanionów i tory kolejki, która jedzie na krawędzi skał. Po zjedzeniu obiadu w jednej z restauracji udaliśmy się na górę w celu odbycia kursu w/w kolejką. Widok zapierał dech w piersiach gdy kolejka zbliżyła się do krawędzi kanionu. Dodatkowo można przejechać się tyrolką jak i torem saneczkowym. Jest również basen (był jeszcze zamknięty- był czyszczony i przygotowywany do otwarcia parę dni później) i inne atrakcje dla turystów – jest to takie małe miasto dla turystów, odbywają się tu wesela i inne imprezy. W drodze powrotnej wjechaliśmy na górę Korek wyciągiem linowym na wysokość 1690m.n.p.m. Na górze uraczyły nas przepiękne widoki panoramy gór. Po powrocie mały odpoczynek na farmie i oczekiwana obiado - kolacja w wykonaniu mamy Hamy. Wszystko przygotowane na podłodze i główne danie: baranina, bób, gołąbki w liściach winogron, cebula też faszerowana oraz dodatki. Wszystko wywala się z garnka na wielką tacę. Palce lizać. Wieczorem spokojna integracje ekipy.
29.04.2025 Śniadanie jak zwykle na podłodze ok godziny 9tej: różnego rodzaju sery, kefiro podobne miseczki, orzechy, miód, dżemy morelowe, figowe itd. nie zabrakło arbuza jak i herbaty. Ruszamy do Mar Mattai Monastery, około południa dotarliśmy na miejsce. Oczywiście po drodze CHECK POINTY. Na ostatnim była ekipa typowo z Kurdystanu, która ucieszyła się na nasz widok. To nie jest standardem gdyż na wielu check pointachnie stoją Kurdowie i nie do końca wiedzą jak czytać nasze dokumenty. Były sytuacje, że pytali czy mamy paszporty



30.04.2025 generalnie ten dzień był dniem powrotu. Z niepewnością co nas czeka na granicy... Po obfitym ostatnim śniadaniu, spakowaniu się czas ruszać. Pożegnanie, podziękowania za miło spędzony czas, za gościnne. Czuliśmy się jak u swojej rodziny. Dzieci były smutne, że muszą wracać...
Czas dojazdu do granicy ok 3 godziny. Przed samą granicą udało się zatankować i zakupić „medykamenty”



W drodze powrotnej widzieliśmy w Kurdystanie auta ciężarowe, które wyprzedzały się jadąc pod prąd. Taka ciekawostka

1.05.2025 po szybkim śniadaniu ruszamy w kierunku Kapadocji. Znów trasa, tankowania... ok godziny 16tej byliśmy już w Kapadocji. Poszukiwanie noclegu - okazało się, że tego dnia w Turcji jest święto i wszystkie miejsca noclegowe są zajęte, w miejscowości, w której początkowo chcieliśmy nocować. Po godzinie poszukiwań jadąc jednokierunkowymi uliczkami dotarliśmy do szczytów Kapadocji z przepięknymi widokami. Po foto sesji udało się zlokalizować wolny hotel Remus Romulus. Wreszcie możemy iść na kolacje. Po kolacji upragniony odpoczynek by rano wstać na start balonów ok godziny 5:20
2.05.2025 widok niesamowity ok godziny 5:20. Po balonach dwie godzinki dodatkowego snu i czas śniadania. W tym hotelu jak i w wielu innych śniadanie jest na najwyższej kondygnacji z pięknym widokiem. Ostatnie herbatki, pakowanie i ruszamy w kierunku Europy. Ok 9tej ruszamy. Trasa ok 1350 km do Hotelu Happy w Serbii oczywiście pamiętajmy o granicy. Tankowanie, trasa, tankowanie...jest granica. Udało się sprawnie przejść przez teren granicy i jesteśmy w Bułgarii. Mało czasu więc gnamy do Serbii. Ok godziny 21:00 dotarliśmy do hotelu. Szybki Check in i możemy iść na kolacje. Mimo zmęczenia konwersacje trwały z 2 godziny. Znów do spania, gdyż rano ostatni etap powrotu.
3.05.2025 śniadanie, pakowanie. Ok godziny 9:15 ruszamy do Polski. Trasa bezproblemowa, po doświadczeniu przebytej trasy ostatnie 1260 km to jak by przejechać 200 km w POLSCE my już jesteśmy weteranami zjadania kilometrów

Zapytacie o dzieci jak wytrzymały? O dziwo nastawiane były wcześniej i dały rade! Nie było pytań jak w SHREKu „daleko jeszcze”... dla nich ta wyprawa też była bardzo ciekawa. Choć by fakt, który sąsiad ma dwa lwy

Cała opowieść nie zawiera wszystkiego gdyż nie da się pamiętać o wszystkim fotorelacja odda dodatkowo efekt wypadu.
Jeśli ktoś będzie zainteresowany wypadem do Kurdystanu samolotem polecam bardzo. Hama idealnie nadaje się do oprowadzania turystów po swoim kraju. Ich farma idealnie nadaje się na przyjmowanie turystów. Każdy będzie tam mógł poczuć klimat i obcować z tubylcami. Nasz wypad wzbogacił plan jaki pomogłem mu napisać jako oferta dla turystów.
Czyli:
Cala trasa dokładnie 8901.5KM
Auto było uruchomione 112 godzin 9 minut i 40sec
Teledysk w którym braliśmy udział:
Mini Galeria: https://photos.app.goo.gl/ZYdXuQuAQYnhSmE88
Pełna Galeria już niedługo...
Ostatnio zmieniony 2025-06-11, 10:36 przez siara, łącznie zmieniany 1 raz.
- RAFAŁ (GROSZEK)
- Stowarzyszenie MKP
- Posty: 2446
- Rejestracja: 2009-03-28, 17:28
- Model: był SN95 jest GT2011
- Silnik: V8 5.0
- Kolor: SREBRNY