Od początku. Załatwiliśmy z Kaesem wszystkie formalności z bankiem, wszystkie nasze życzenia do sprowadzającego też są dopełnione (zmiana świateł, zmiana pasów na masce, coś tam z radiem i inne pierdoły), auto gotowe do rejestracji.
Poszliśmy do urzędu z papierami w piątek (29.11.08), brakowało dodatkowego przeglądu technicznego i recyclingu. Dzwonimy do naszego kolesia, załatwia rzeczy w sobotę. Reszta papierów się zgadzała. Idziemy w poniedziałek (1.12.08), a ten przegląd dodatkowy to po co? a w dodatku brakuje pieczątki na fakturze. Dzwonimy do kolesia, zdziwiony mówi, że faktura jest ok, ale- dobra, jak chcą- stawia pieczątkę.
Wtorek (2.12.2008) jadę sama do urzędu, Kaes z roboty się nie wyrwie. Baba sprawdza dokumenty... ale... tu się coś nie zgadza, czemu tu jest pieczątka, a tu powinna być, a tu jest inna, teraz to nie ma sensu... ten pani sprzedający to jakiś cwaniak, pani się zastanowi, pani popatrzy jak te faktury wyglądają... on se nie może na aport tego samochodu wpisać i sprzedać, a vat w ogóle nie zapłacony... no i rocznik auta to już paranoja... Kobieta poleciała do kierownika. Po dwóch godzinach siedzenia i zastanawiania się co się tu w ogóle dzieje, otrzymuje decyzję:
- najlepiej dla Pani będzie jak sprzedawca się tu stawi osobiście i wytłumaczy się z tych faktur, bo jest bałagan. Nie chcemy, aby pani padła ofiarą nieuczciwego sprzedawcy...
- co do rocznika samochodu, akt ze stanu pennsylwania jest wystawiony w roku 2006 w maju (stoi jak byk: 12/05/06, czyli... 5 grudzień 06), więc jest dodatkowa nieścisłość i to poważna. Auto zostanie zarejestrowane jako 2007 ale tylko na rok, w tym czasie wyznaczona przez UMK stacja diagnostyczna wypowie się na temat rocznika tego samochodu, jeżeli nie da jednoznacznej odpowiedzi, to zrobi to rzeczoznawca i będzie sprawa rozstrzygnięta. Jeżeli będzie to 2007 to się nic nie zmienia, jeżeli jednak powiedzą 2006 wszystkie dokumenty zostaną wycofane i trzeba będzie je poprawić.
Myślę sobie to chyba za dużo jak na kogokolwiek... o co tu biega???? Dzwonię do gościa, żeby się wytłumaczył, sam nie wie o co chodzi. Spotykamy się znowu, gadamy co i jak z księgową i nic. Nie wiadomo czego się czepiają. Serio, głowiliśmy się co oni chcieli uzyskać przez poprawianie tych dokumentów, bo w rezultacie wyszła z tego jakaś porażka.
Środa (3.12.08), jedziemy do urzędu razem z kolesiem. Umawiamy się, że będziemy grzeczni. Facet tłumaczy o co biega z fakturami, nic nie dociera do urzędasów, sugerujemy, że z winy urzędniczki jest to dziwne nieporozumienie, obrazili się. Poddajemy się. Ja mówię, że koniec tego poniżenia, nie należy się nikomu z naszej trójki to pogardliwe traktowanie i... no nie wiem, zawiść??? W pale się nie mieści.
A teraz.
Można było to załatwić w poniedziałek tak: papiery się nie zgadzają, odsyłamy panią do sprzedawcy. Co do roku produkcji samochodu, pojawia się dokument z datą 2006, musimy uznać. Oczywiście w nazwie zostanie: Ford Mustang 2007. Takie mamy przepisy. Są możliwości dochodzenia przez Panią roku produkcji, ale są czasochłonne i kosztowne. Radzimy się dostosować.
Proste no nie? Ja się sama dziwię, jak coś takiego można skomplikować. Ale można i to bezkarnie, równocześnie mieszając ludzi z błotem i sugerować, że się jest oszustem (odnośnie sprzedawcy) lub że się zostało oszukanym!!! Od kiedy referaty rejestracji pojazdów stały się psami gończymi kryminalistów i oszustów????
Sprawa jest w toku. Dokumenty obecnie są "naprawiane", równocześnie produkujemy się z alternatywnym rozwiązaniem. Następne spotkanie z UMK jest jutro, piątek (5.12.08.). Trzymajcie kciuki.
Trochę się rozpisałam... ale skróciłam o połowę!
